Czy gdy projekt Wam się nie powiedzie chowacie go w czeluści szuflady, czy pokazujecie mimo wszystko na światło dzienne? Ostatnie kilka dni spędziłam na dość intensywnym wprowadzaniu zmian w domu i zupełnie wypruło mnie to z chęci tworzenia czegokolwiek. A kalendarz czułam, że już musi być, bo przecież 1/3 miesiąca już za nami... Na pierwszej stronie bałagan zupełnie jak w chałupie i w głowie... Namieszałam mocno z perełkami w płynie, akrylówkami, glossy, brokatami, werniksami, mediami pękającymi i pudrami do embossingu, czego na fotce zresztą nie widać. A efekt mniej niż zadowalający :( Muszę chwilę odpocząć i mam nadzieję, że wena wróci. Zauważyłam, że u mnie to już tak działa - zupełnie jak sinusoida. Zazdroszczę tym zdolniachom, u których nawet słabsze prace są i tak według mnie wybitne. Ach! Jakaś chandra, czy co?
P.S. Nie mogłam się powstrzymać :) Kalendarz przeszedł małą przeróbkę... Zdjęcia pokazują stan aktualny, stara fota wybyła. Rewelacji nie ma, ale powoli zaczyna się wszystko układać. Również, a może i przede wszystkim na domowych półkach. A na pracy mniej mediowo, bardziej niebiesko. Ze śnieżnymi akcentami. Czekam na ten biały puch, czekam...
A przy okazji wspomnę o nowym sklepie z magicznymi papierami.
Ślę życzonka pogody ducha, a chandrze mówię: "Precz!"